Zawartość tej strony wymaga nowszej wersji programu Adobe Flash Player.

Pobierz odtwarzacz Adobe Flash

  • Życiorys
  • Kalendarium życia i działalności
  • Sylwetka duchowa
  • Pisma Założyciela
  • Beatyfikacja
  • Dziękczynienie za beatyfikację
  • Kanonizacja
  • Po kanonizacji
  • Kult Założyciela
  • Otrzymane łaski
  • Modlitwa o uproszenie łask
  • Opracowania naukowe o Założycielu
  • Sympozjum
  • Artykuły, listy i przemówienia o Założycielu
  • Katechezy o Założycielu
  • inne strony o Założycielu
ŻYWA WIARA I ZAWIERZENIE BOŻEJ OPATRZNOŚCI
Głęboka wiara ks. Z. Gorazdowskiego według relacji osób patrzących na niego z bliska wypowiadała się w ufnym zdaniu się na Opatrzność Bożą. Zwykł bowiem powtarzać: "Niczego się nie bać, wszystko będzie - jak zaznaczają dalej świadkowie - nie było to jednak bierne, bezczynne zdanie się na Opatrzność, bo wnikał ks. Zygmunt w drobiazgi codziennego życia i w miarę możności sam zaspokajał konieczne potrzeby".
Zawsze, a w trudnych czasach wojny szczególnie, gdy brakowało wszystkiego, powtarzał stroskanej siostrze kucharce w Zakładzie dla nieuleczalnych: "... wszystko będzie, Pan Bóg czuwa nad nami". Dla spotęgowania mocy swoich wypowiedzi "cytował zdania świętych, mówiące o ich zdaniu się na Opatrzność". Wobec krzyżujących Bożych zrządzeń mówił: "To przyjąć trzeba spokojnie, to potrzebne, wszystko przejdzie". Również "dawał przykłady z życia świętych. Podnosił na duchu". Gdy mu brakowało pieniędzy, dawał większe jałmużny. Stąd to mieszkańcy Lwowa patrząc na wielość zakładanych przez lwowskiego "Księdza dziadów" dzieł dobroczynnych nie bezpodstawnie mówili o nim, jako o człowieku z dziecięcą wiarą ufającemu Opatrzności, który "siebie samego również powierzył Opatrzności, dlatego o nic dla siebie nie zabiegał". Według zeznań współczesnych ks. Gorazdowskiemu, zachęcał on do kierowania się żywą wiarą w życiu codziennym nie tylko słowami, ale najbardziej przekonywującą i wymowną lekcję o żywej wierze dawał swoim życiem nacechowanym całkowitym zawierzeniem Bogu.
Wspominając o niektórych momentach w jego życiu, świadkowie zaznaczają: "... tylko wzgląd na dobra nadprzyrodzone mógł dodawać mu otuchy i energii. (...) W podjętych przedsięwzięciach nie zniechęcał się. Umiał stawić czoło przeciwnościom. Gdy np. budował zakłady, a zabrakło pieniędzy, nie zniechęcał się, ale ufając Opatrzności, tak zabiegał około tej sprawy, aż doprowadził ją do końca".
W wielu też wypowiedziach spotyka się zadziwienie, tym, że: "Ile razy podejmował jakieś nowe dzieło, nigdy nie miał gotowych funduszy. /... / Gdy nie miał pieniędzy, to dawał większe jałmużny"
Świadkowie dodają też m.in.: "Nic nie uczynił co by sprzeciwiało się wierze. Natomiast jego wiara sięgała wyżyn heroizmu. On, o tak słabym zdrowiu tyle uczynił dla wiary i sam nią żył. Pisał, nauczał na ambonie, przy spowiedzi św., katechizując, głosząc egzorty. Zabiegał o gorliwość własną i innych kapłanów (Stowarzyszenie Kapłanów Boni Pastoris i czasopismo Bonus Pastor). Z wiarą widział w drugim człowieku Boga, zwłaszcza w biednych, chorych, nieszczęśliwych. Wśród niepowodzeń nie upadał na duchu, nie załamywał się".
Patrzący na Ks. Gorazdowskiego zeznali: "naukę Kościoła przekazywał z wielkim szacunkiem, bezbłędnie. Widać było, że ją ceni i kocha. W niczym nauki Kościoła nie podważał".
Wiary uczył słowem pisanym, głoszonym, a najbardziej własnym przykładem. Była to wiara apostolska, wiara prowadząca wielu do zbawienia.
ESCHATOLOGICZNA NADZIEJA
Siostry św. Józefa wspominają, że w chwilach dla nich ciężkich ich Założyciel zwykł im mówić: "Nie martw się moje dziecko, to wszystko przeminie. Wieczność przed tobą. Życie [jest] krótkie, a Pan Jezus kogo kocha, temu daje cierpienie - i dodawały siostry - Wyczuwało się nastawienie Ojca na to, co wieczne, niezniszczalne".

Siostry zauważały również, iż ich Fundator mówiąc o Bogu czy niebie, czynił to z dziecięcą prostotą i radością, którą oddawała nie tylko treść słów, ale i sam ton, w którym je wypowiadał. Jedna z Sióstr zeznaje: "Nadzieja Sługi Bożego była budowana na dziecięcej wierze w Boże Miłosierdzie. W działalności Sługi Bożego wobec ludzi "z marginesu" - mówiąc językiem współczesnym -trudno było liczyć na wdzięczność na tej ziemi. Tutaj liczyła się tylko nagroda od PANA oczekująca w wieczności".

Ks. Gorazdowski miał też wielkie poczucie łączności z Kościołem cierpiącym. Uczynił nawet akt heroiczny ofiarowując swoje życie za zmarłych odbywających pokutę w czyśćcu.

W świetle zachowanych świadectw stają się bardziej jeszcze zrozumiałe postawy ks. Gorazdowskiego, który w momentach nasilającego się cierpienia "cenił sobie doświadczenie", daleki był od narzekania i skarg, przyjmował przeciwności ze spokojem, wykazując przy tym wielką cierpliwość.

Obraz chrześcijańskiej nadziei ks. Gorazdowskiego dopełnia jego apostolska gorliwość w doprowadzaniu ludzi do Chrystusa, ponieważ - jak zaznaczają świadkowie jego życia - "gdyby nie silna nadzieja, nie byłby on zdolny do tak intensywnej pracy apostolskiej i dobroczynnej".
HEROICZNA MIŁOŚĆ BOGA I DRUGIEGO CZŁOWIEKA
Patrząc na wewnętrzne życie ks. Zygmunta, można stanowczo stwierdzić, że od swojej młodości szukał nieustannie i z wielką miłością życia tylko dla Boga, wypełnienia zawsze Jego woli, pozostawania w ścisłej jedności z Nim. Cała działalność Świętego bierze swój początek od jego miłości do Boga, od jego zabiegania, aby być odpowiednim i godnym narzędziem, by nieść miłość miłosierną Ojca Niebieskiego do ludzi, szczególnie do najsłabszych, bezbronnych. Jeden ze świadków stwierdza: "Sługa Boży promieniował cnotą miłości. Sam się Bogu oddał i wszystkie jego czyny wypływały z pobudek miłości ku Bogu, dla Jego większej chwaty, a nie dla oklasków. Trudności znosił w milczeniu, w pogodzeniu się z tym, co go spotkało z Wolą Bożą, nie narzekał, nie próbował się usprawiedliwiać". Inny świadek dodaje: "Cała postawa Sługi Bożego, promieniowała miłością. Kochał Boga i ludzi, w których widział Boga".

Znający ks. Zygmunta stwierdzają: "O Bogu i rzeczach świętych mówił zawsze z wielką pobożnością, radością i entuzjazmem. Był skupiony na modlitwie, podczas adoracji. Z wielką pobożnością odprawiał Mszę św. W całym jego życiu przejawiała się gorliwość o chwałę Bożą".

Oceniający ks. Zygmunta przekazali: "uwielbiał Boga modlitwą, ale przede wszystkim kochał Boga w potrzebujących pomocy bliźnich. Wszystko co czynił miało cel - zbawienie dusz, a przede wszystkim Bożą chwałę. Nie zawsze spotykał się z uznaniem, a mimo to nie zniechęcał się trudnościami. W postępowaniu swoim kierował się chwalą Bożą, troską o dusze ludzkie. W życiu swoim najwięcej poświęcał się dla biednych i nieszczęśliwych".

Siostry, które znały osobiście Założyciela wspominają, że: "To co u Ojca uderzało najbardziej, to jego miłość dla ludzi biednych i nieszczęśliwych. Im to rozdawał wszystko co miał; nikt od Ojca nie odszedł bez pomocy... Był hojny dla biednych aż do rozrzutności /... / Miał ojcowski stosunek do wszystkich, szczególnie do tych, co nie liczyli się w oczach świata. Wszystkim chciał dobrze czynić. Posiadał w wysokim stopniu cnotę miłosierdzia... Nikogo ze swej miłości nie wykluczał, wszystkich nią obejmował... Dla każdego miał dobre słowo... Potrafił być dobrym ojcem dla każdego, czyim udziałem była bieda moralna, czy materialna".

Siostry wspominają także o Ojcowskiej miłości Założyciela do Zgromadzenia: "W stosunku do nas był Ojcem w pełnym tego słowa znaczeniu. Przychodził do nas na rekreacje pełen humoru, radości a nade wszystko ojcowskiej dobroci. Z miłością i pobłażaniem patrzył na nasze różne wybryki. Interesował się wszystkim i wszystkimi; cieszył strapione siostry i dzielił ich smutki, ale też radował się wszystkim, co nas cieszyło. Nigdy nie przeszedł obok żadnej z sióstr, by choć słowa do niej nie przemówić, a gdy bardzo się spieszył wzywany przez obowiązki, posyłał mijanej po drodze siostrze swe ulubione słówko: (co słychać rybasiu?).

Inni świadkowie zaznaczają, że: "nigdy nie przechodził obojętnie wobec ludzi. Nie klasyfikował ich, nikim nie gardził. Chociaż miał kontakty z ludźmi z wyższych sfer, umiał dostrzec nawet najbiedniejszego./ ... / Dla ubogich oddał wszystko: swoje mienie, swoje zdrowie, swoje serce".
GŁĘBOKA I STAŁA MODLITWA
Zeznania i wspomnienia naocznych świadków mówią m.in. o Świętym, że: "Z wielką pobożnością odprawiał Mszę św. i inne nabożeństwa", że "w jego obecności dobrze było się modlić". Jedna z sióstr mieszkająca z nim w Zakładzie św. Józefa kilka lat pod jednym dachem, stwierdziła: "Niejednokrotnie widziałam Ojca modlącego się w naszej kaplicy na klęczkach, ale też widziałam go chodzącego po ogrodzie, po korytarzach i modlącego się. Modlił się bądź na różańcu, bądź też z całej postawy wyczuwało się rozmodlenie, kiedy nawet nie widziało się w ręku różańca.... Gdy w kaplicy naszej było wystawienie Najświętszego Sakramentu często Ojciec przychodził, siadał gdzieś w miejscu mało widocznym i modlił się". Inna siostra dodaje: "modlił się... serdecznie, żarliwie, a czasem półszeptem. Nazwałabym go bogomyślnym... Często modlił się w kaplicy przed Najśw. Sakramentem. Zawsze czynił to po obiedzie. Gdy brakowało czasu w dzień, to modlił się w nocy".
W wielu zeznaniach i wspomnieniach ludzie żyjący obok ks. Gorazdowskiego i współpracujący z nim mówili o jego wielkiej pobożności i niezwykłej umiejętności łączenia modlitwy z pracą stwierdzając wprost.- "Bez modlitwy nie podołałby podjętej pracy. Często i gorąco się modlił". Jego duchowe córki wyznawały: "Gdy patrzyłyśmy na Ojca, mogłyśmy z ręką na sercu powiedzieć: To jest człowiek Boży...". Był bowiem dla nich przykładem nieustannej modlitwy, bo jak mówiły -"zawsze można [go] było spotkać w modlitewnej zadumie lub z różańcem w ręku". Jedna z wielu Sióstr, które do Zgromadzenia św. Józefa przyjmował Założyciel zapisała, że kiedy przychodził do klasztoru: "pierwsze kroki zawsze kierował do kaplicy, gdzie klękał i modlił się prawie głośno". Inna, pamiętająca Założyciela z ostatnich miesięcy jego życia stwierdzała "musiała to być dusza pogrążona w Bogu, żyjąca Bogiem, ponieważ promieniował na otoczenie miłością, dobrocią i wielkim miłosierdziem".
ZNAMIĘ KRZYŻA I DUCH MIŁOSIERDZIA
Na podkreślenie zasługuje przede wszystkim wielki kult ks. Gorazdowskiego dla Chrystusowej Męki. Pracująca przez długie lata z Założycielem Józefowego Zgromadzenia Siostra Cecylia, zapisała m.in.: "Niezapomniany jest dla mnie dzień, gdy w godzinie popołudniowej zwróciłam się do Ojca celem załatwienia jakiejś drobnej sprawy tyczącej domu. Zastałam Ojca w cichej zadumie i usłyszałam słowa: (Siostrzyczko, o tej porze Pan Jezus cierpiał na krzyżu mękę konania). Później dowiedziałam się, że Ojciec miał piękny zwyczaj o godzinie piętnastej łączyć się duchowo z konającym na krzyżu Zbawicielem".
Również piątki całego roku czynił Święty dniami szczególnie poświęconymi rozmyślaniu Męki Chrystusowej. Zachowany materiał dokumentacyjny wskazuje jednoznacznie, że: "był on dla siebie niezwykle wymagający, stanowczy".
Duch pokuty i umartwienia przejawiał się w życiu ks. Zygmunta również w pożywieniu, urządzeniu mieszkania, ubiorze, a przede wszystkim w wewnętrznym usposobieniu. Obserwujący go na co dzień stwierdzali, że w chwilach prześladowań "nie widać było rozgoryczenia, wszystko przyjmował spokojnie (...) przed ludźmi nie żalił się na los, który czasem był dla niego bardzo ciężki". S. Filipina znająca osobiście Świętego, stwierdza: "Gdy coś przeżywał, wtedy nie buntował się, tego nie dostrzegłam, ale umocnienia szukał w kaplicy".
Świadkowie zaznaczają: "Duchowość Sługi Bożego była duchowością Krzyża. Świadczy o tym zarówno jego postawa wobec własnych chorób, cierpień jak też wobec wielorakich cierpień innych ludzi. Postawę tę kształtował... na głębokim nabożeństwie do Męki Pańskiej, na uczestnictwie w zbawczym i odkupieńczym Krzyżu Zbawiciela".
Nie tylko uczył innych zapominać doznane urazy i przykrości, ale sam je "umiał darować. Idea jaką sobie wyznaczył nie pozwalała mu być innym". Męka Chrystusa była dla niego codziennie tryskającym źródłem miłosierdzia, z którego obficie czerpał i rozdawał potrzebującym.
DUCH UBÓSTWA
Ks. Zygmunt do rzeczy doczesnych nie miał żadnego przywiązania. Według zeznań znających go: "Nic sam prawie nie posiadał. Wszystko co gromadził, rozdawał ubogim. Największą troską Ojca było - mówiły siostry - staranie o pomoc dla ludzi ubogich, których tak wiele wałęsało się po różnych zakamarkach Lwowa. O sobie Ojciec nie myślał nic, naprawdę nic; myślały o nim siostry, ale i to co od nich otrzymywał topniało gdzieś bez śladu".
Jak wspominają świadkowie: "choć nie był zakonnikiem, nie ślubował ubóstwa, to zachowaniem go przewyższał innych... niczym biedaczyna z Asyżu św. Franciszek. Żył bardzo skromnie, w mieszkaniu swym miał tylko najpotrzebniejsze sprzęty : stół, łóżko, szafa. Żywił się tym co mu podano na stół, nie grymasił, nie pozwalał na jakieś wystawne jedzenie. Z okazji swoich imienin pozwolił na kawę tylko i bułki. Ale wg wspomnień Sióstr - nawet w najcięższych czasach nie pozwolił na oddalenie biednego bez wsparcia".
Inni świadkowie zaznaczają, że: "Nie zatrzymywał nic dla siebie - wszystko rozdawał: rzeczy, pieniądze. Nie był przywiązany do dóbr tego świata". Świadczy też o tym fakt, gdy Jana Parandowskiego, polskiego pisarza, "ofiarowała Ks. Z.Gorazdowskiemu bardzo cenne znalezisko otrzymane bodajże od konsula hiszpańskiego. Sługa Boży przyjmując z wdzięcznością otrzymaną kosztowność powiedział Parandowskim, że ten kamień zamieni na chleb dla swoich Biedaków
".
Gazety po jego śmierci pisały, że "... chodził w zniszczonej sutannie, a o nowe (...) starały mu się siostry same, bo on sam o tym nie myślał, ani na to pieniędzy nie miał". O jego wielkim ubóstwie świadczy też jego Testament pisany w 5 dni przed śmiercią, z którego wynika, że nie pozostało mu nic do rozdysponowania z rzeczy materialnych.
KULT DLA MARYI
Jak wynika z zachowanych świadectw, wyjątkowa obecność Maryi w kapłańskim życiu św. Ojca Zygmunta daje się zauważyć już na samym początku jego pasterskiej służby i widoczna jest w całym jego życiu, aż do ostatnich chwil.
Przykład Maryi - Matki Najwyższego i Wiecznego Kapłana, która oddała się całkowicie w tajemnicy Odkupienia, był dla ks. Zygmunta w trudnych chwilach jego pasterskiej posługi prawdziwą podporą.
Żyjący obok ks. Z. Gorazdowskiego wspominali, że bardzo często zalecał nabożeństwo do Matki Bożej. Mówili np., że przy spowiedzi św. zachęcał do korzystania ze wstawiennictwa Maryi, zachęcał do oddawania się w opiekę Maryi i polecania się Jej wstawiennictwu. Praktykował zwyczaj obdarowywania swoich penitentów medalikiem Niepokalanej. Miał też zwyczaj zawsze po obiedzie odmawiać litanię do Matki Bożej. Twierdził, iż należy Ją kochać jak dziecko. "Zachęcał do szczególniejszej czci Maryi w miesiącu maju i październiku. Czynił to nie tylko słowami, ale i przykładem". Zachęcał też w swoich pismach: "...nie opuść ani jednego dnia, w którym nie wezwałbyś opieki Matki Boskiej. Miliony katolików doświadczyło tego, że nabożeństwo do Matki Bożej sprowadza błogosławieństwo Boskie w doczesnych i duchowych potrzebach, Pan Jezus nas chętniej wysłuchuje, gdy nieudolne modły nasze łączymy z prośbami Jego ukochanej Matki; noś też na sobie Jej szkaplerz lub medalik na znak, że jesteś Jej czcicielem i synem, aby i Ona była ci Opiekunką i Matką w życiu i przy śmierci" /Rady i przestrogi/. W Katechizmie pouczał, że Maryję należy kochać jak dziecko: "Obierz sobie Najświętszą Maryję Pannę za swoją Matkę, naśladuj Ją w pokorze, łagodności, czystości, miłości Boga i bliźniego. Bądź dla Niej jak dziecko zawsze nabożny, a Ona będzie ci Matką w życiu i przy śmierci."
KULT DLA ŚW. JÓZEFA
O tym, że duch św. Opiekuna Kościoła przenikał apostolską działalność Świętego świadczy przede wszystkim fakt, iż pieczy świętego Oblubieńca Maryi zawierzył on założone przez siebie dzieła chrześcijańskiego miłosierdzia, w tym szczególnie "Zakład św. Józefa dla nieuleczalnych i wyzdrowieńców" we Lwowie, "Dom przytułku i pracy" w Przemyślu, katolicką szkołę polsko-niemiecką we Lwowie, zakład wychowawczy w Krośnie, a przede wszystkim największy i najbardziej trwały wyraz swoich apostolskich zabiegań - Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa, którego pierwsza nazwa brzmiała: Siostry Miłosierdzia Świętego Józefa.

Jak wynika już z samej nazwy Zgromadzenia, którą miało ono od początku swego istnienia, ks. Gorazdowski pragnął, by siostry powołanej przez niego do istnienia nowej rodziny zakonnej, głosiły Boże Miłosierdzie tak, jak je życiem swoim ukazał i wypełnił św. Patriarcha z Nazaretu.

Niezwykle więc istotnym elementem, na który Założyciel Sióstr Miłosierdzia Św. Józefa pragnął wskazać w posłannictwie Opiekuna Kościoła, była jego służba podjęta jako świadectwo miłosierdzia.

Z jego inicjatywy Siostry uznały Patrona Kościoła św. za Ojca swego Zgromadzenia, a pragnąc konsekwentnie poznawać go i czcić, zgłębiały związane z jego osobą i posłannictwem prawdy, zwłaszcza na specjalnie w tym celu organizowanych w domu macierzystym niezwykle bogatych w treść i oprawę zewnętrzną nabożeństwach i odbywającym się rokrocznie triduum poprzedzającym marcową Uroczystość św. Józefa. Także już na pierwszych posiedzeniach zarządu formującego się Zgromadzenia, którym przewodniczył ks. Z. Gorazdowski, mówiono o sposobach uczczenia św. Oblubieńca Maryi.
Głęboka pokora
Św. Ks. Z.Gorazdowski odznaczał się głęboką pokorą. Jak podkreślają świadkowie: "Był kapłanem pokornym, nikomu nie okazywał swej wyższości, wszyscy mieli do niego dostęp mali i wielcy i umiał ze wszystkimi obcować. Cenił ludzką pomoc ... Nalegał na siostry, aby z wielką miłością, pokorą i oddaniem służyły najbiedniejszym. Był tak prawym, że nie było u niego fałszywej pokory, ani czynienia czegoś na pokaz. W trudnych okolicznościach postępował pokornie."
Inni podkreślają, że "był uosobieniem prostoty. Przystępny dla wszystkich... Był poważny na ogół, ale bardzo dowcipny... Nigdy nie występował w poważnej roli "Założyciela". Jakby o tym nie pamiętał, chociaż się nim czuł".
Jak wspominają Siostry "W stosunku do nas nigdy nie podnosił swoich zasług i osoby, choć był naszym Założycielem; w obcowaniu prosty, bezpośredni, ojcowski. Nie miał nigdy najmniejszych pretensji, kiedy u nas się stołował, jadł proste potrawy ze wspólnego stołu, nie znosząc żadnych wyjątków. Będąc Założycielem Zgromadzenia i mieszkając u nas w ostatnich latach swego życia, nie występował w roli Założyciela, nie podkreślał tego".
Świadkowie wspominają, że jako "Prałat i Proboszcz - wobec ludzi chorych i potrzebujących uczuciom swego serca ulegał tak dalece, że nie zważając na swoją godność, przyjmował od swoich ubogich nie tylko wdzięczność, ale również obelgi. Pewien ubogi prosząc o jałmużnę otrzymany pieniądz rzucił mu pod nogi, nie był bowiem takiej wartości, jakiej się spodziewał. Ks. Zygmunt w swojej dobroci i opanowaniu, podniósł porzuconą monetę i z pokorą powiedział, że to jest ostatni jego grosz i więcej nie posiada".
Inni zauważają, że "o zaszczyty się nie ubiegał. Był wyjątkowo długo wikariuszem. Gdy został proboszczem nie zmienił stylu życia, nie dołączył nawet pokoju do swego jednego, który uprzednio zajmował. Otrzymane zaszczyty: prałaturę, tytuł szambelana papieskiego przyjmował w sposób naturalny bez podkreślania tego".
Świadkowie podkreślają, że "nie stałby się "Księdzem dziadów" bez wielkiej pokory. Wiele upokorzeń dostarczała mu kwesta. Praktykował ją już w seminarium prosząc parokrotnie o zapomogę na poratowanie zdrowia a nawet na zakup obuwia. Potem kwestował dla swoich Biedaków... . Nie zrażał się niczym i pozostał pokornym i niezmordowanym kwestarzem do końca swoich dni. [...] Siostry z podziwem wspominały jak Ojciec Założyciel zniżał się do ich poziomu, czule z nimi rozmawiał i po ojcowsku zaradzał ich wielorakiej nędzy. [...] Na temat otrzymanych godności nigdy z Siostrami nie mówił. Insygniów właściwych godności prałackiej bardzo rzadko używał. A jak to Siostry z uznaniem wspominały - pod prałacką peleryną nosił wiktuały ukwestowane dla swoich Biedaków od lwowskich ekspedientów".
O tym, że nie kierował się fałszywą pokorą świadczy m. in. to, że "nie załamały go bolesne doświadczenia, z godnością odpierał stawiane mu zarzuty, ... przeniósłszy się do Zakładu św. Józefa do końca pozostał oddany pokornej służbie Chrystusowi w najbiedniejszych".
Świadkowie stwierdzają, że "naśladował pokorę samego Jezusa Chrystusa. Starał się żyć wg. Jego słów "Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca". W życiu Św. Ks. Zygmunta "pokora przejawiała się w ufnym zawierzeniu Bogu, w szacunku do drugiego człowieka bez względu na pochodzenie, religię, w solidarności z ubogimi, w umiejętności przebaczania doznanych krzywd, a także w unikaniu pochwal, wyróżnień, w patrzeniu na siebie jako człowieka grzesznego. Ujawniała się ona również w pogodnym znoszeniu trudów i doświadczeń codziennego życia takich jak choroba będąca powodem odroczenia święceń kapłańskich, bezpośrednia posługa ludziom zakaźnie chorym, biednym, cierpiącym".

 

   
 
 
© Zgromadzenie Sióstr Świętego Józefa, CSSJ