-
Początki misji
-
Nasza codzienność
Moje 486 dni w Polsce
 
Sao Luis, 20.08.2011
Moje zadanie nie jest łatwe ... Opisać 486 dni w Polsce w kilku zdaniach, i nie zanudzić nikogo to wielkie wyzwanie. Nie mniejszym jest to, by wznieść ku Bogu ogrom dziękczynienia za cuda, które uczynił w moim życiu. Niemożliwe jest do opisania bogactwo tych doświadczeń, które na zawsze pozostaną zapisane w moim sercu.
Celem mojego pobytu w Polsce było przygotowanie się do ślubów wieczystych. Mówiąc, że się nie bałam byłoby wielkim kłamstwem. Myślałam o tym jak będę się czuła jako jedyna, która mówi w języku portugalskim i co gorsza, nie rozumie języka polskiego...
Moim pierwszym przystankiem był półroczny pobyt w Domu Generalnym, gdzie z wielką cierpliwością i zrozumieniem siostry przyjęły moje trudności w nauce języka, szczególnie aż do czasu przekroczenia wstydu by zacząć mówić - co nie było takie proste. W ciągu trzech miesięcy brałam udział w kursie języka polskiego dla cudzoziemców, gdzie spotkałam ludzi z różnych narodowości, również zaangażowanych w zadanie prawie niemożliwe, aby nauczyć się języka polskiego.
Jedną z najbardziej interesujących rzeczy dotyczących życia w Domu Generalnym był nieustanny przepływ wiadomości o wydarzeniach w Zgromadzeniu, można powiedzieć, że "nawet z pierwszej ręki" i można też powiedzieć, że czuło się jakby bicie serca Zgromadzenia. Było też dla mnie wielką radością spotykać siostry, które pracują poza granicami kraju i które przyjeżdżały na wypoczynek - słuchać ich opowiadań i doświadczeń, którymi dzieliły się podczas rekreacji...
Przed rozpoczęciem ścisłego junioratu mogłam cieszyć się wakacjami z siostrą Zytą i z siostrą Karolą, dzięki którym mogłam poznać kilka miejsc w Polsce. Był to czas odpoczynku, odświeżenia i nabrania sił, aby rozpocząć nowy etap.
We wrześniu rozpoczął się „Juniorat ścisły”. Było nas sześć sióstr: s.Maria Benedykta, s.Aleksandra, s.Jozafata, s.Jakuba, s.Darjana i ja - s.Joana. Opiekę nad nami objęła s.Alberta. Wszystkie dotychczasowe etapy mojej formacji początkowej przeżywałam sama i teraz nie mogłam się doczekać tego nowego doświadczenia formacji w grupie sióstr. To nowe doświadczenie pozwoliło mi docenić i nauczyć się żyć z różnicami, które czynią nas bogatszymi. Ponieważ już rozumiałam trochę język polski, mogłam skorzystać z wykładów i spotkań, które wpłynęły na pogłębienie mojego życia duchowego i osobistego. Nie jestem w stanie opisać przeżytych doświadczeń podczas pisania ikon i chwil spędzonych na adoracji Najświętszego Sakramentu.
Innym ważnym aspektem czasu junioratu były obowiązki, które zostały nam powierzone, czas spędzony u boku osób starszych, dzieci i z siostrami to cenne chwile zapisane w moim sercu. Wdzięczną pamięcią pragnę ogarnąć wspólnotę Sióstr w Tuchowie, za wszelkie dobro, które było skierowane do mnie - niech Bóg was błogosławi.
W czasie formacji miałam również okazję odwiedzić kilka miejsc w tym Sanok. Okazją było poświęcenie pomnika Ojca Założyciela uznanego za patrona miasta.
Poznać Polskę znaczyło dla mnie również poznanie kraju moich przodków i być blisko regionu, w którym oni żyli - Jasła. Wielkim pragnieniem mojej rodziny jest odwiedzenie tych ziem. Może pewnego dnia będziemy mogli być tu razem.
Kolejną wzruszającą chwilą był moment, kiedy to wraz z całą grupą junioratu ścisłego mogłyśmy pojechać na Ukrainę. Kieruję moje podziękowania dla wszystkich sióstr Delegatury Ukraińskiej, zwłaszcza dla Siostry Przełożonej delegatury s.Antonetty, za wszystkie ofiary, aby zdobyć zaproszenie dla mnie i w ten sposób umożliwić mi wjazd do kraju.
Na Ukrainie byłyśmy pięć dni. W pierwszym dniu zostałyśmy poprowadzone przez przewodnika po niektórych najważniejszych miejscach miasta Lwowa. Wieczorem udałyśmy się na Cmentarz Łyczakowski, do grobu Ojca Założyciela. Dla mnie był to moment wielkiej emocji, gdy mogłam stanąć u stóp Dobrego Pasterza - postaci, w której przekłada się cała misja księdza Gorazdowskiego i móc modlić się za całe Zgromadzenie. Pamiętałam szczególnie o Delegaturze Brazylijskiej, o wszystkich siostrach i modliłam się o dar nowych i świętych powołań.
Drugi dzień cały poświęcony był Ojcu Założycielowi i naszym pierwszym siostrom. Naszym przewodnikiem była s.Eugenia. Był to szczególny dzień, w którym czułyśmy jak Boża Opatrzność czuwa nad nami, pozwalając, by miejsca zamknięte otwierały się dla nas. I tak, byłyśmy blisko krypty Matki Morawskiej, w budynkach na ulicy Kurkowej, "cudownie" weszłyśmy do zakładu Dzieciątka Jezus, byłyśmy w miejscu Internatu św. Jozafata, w kościele św. Mikołaja i Matki Bożej Śnieżnej ... To była jakby niesamowita podróż w czasie i powrót do korzeni. Specjalnym elementem podczas naszych wizyt była pasja, z jaką siostra Eugenia przedstawiała historię i wszystkie nawiedzone miejsca.
Jeszcze niektóre rzeczy, których nie mogę pominąć ...
" Żyję w kraju tropikalnym, błogosławionym przez Boga i pięknym przez cuda natury" śpiewał nasz ukochany muzyk Jorge Benjor... Chciałam bardzo zobaczyć śnieg, co w Brazylii jest prawie niemożliwe do zobaczenia (w tym roku spadł śnieg w niektórych miasta na południu Brazylii)... Myślę, że zachowywałam się jak dziecko, gdy po raz pierwszy zobaczyłam padający śnieg, gdy chodziłam po śniegu, kiedy próbowałam jaki ma smak i gdy z grupą poszłyśmy zjeżdżać z górki na workach... Dziękuję siostrom, które były ze mną w tych momentach, i że pozwoliły mi cieszyć się jak dziecko oczarowane czymś nowym. Śnieg stał się teraz dla mnie znakiem zimy 2011, tak jak kolorowe liście i drzewa bez liści znakiem jesieni i jak piękne i ciepłe kolory wiosennych kwiatów znakiem wiosny i żywa zieleń i wspaniałe ciepło znakiem lata.
W Polsce, mogłam również przeżyć doświadczenie dużych wspólnot z wieloma siostrami i mieć kontakt ze starszymi siostrami. Chciałabym przywołać na pamięć w sposób szczególny obecność siostry Nazarii, w czasie pobytu w Tuchowie. To był dla niej niesamowity czas, w którym w sposób cichy pozwoliła się prowadzić Umiłowanemu. Siostro Nazario, dziękuje za wszystko, zwłaszcza za przykład oddania Bogu i przykład przeżywania cierpienia.
Chciałabym podziękować wszystkim siostrom, które spotkałam w tym okresie za dobro, cierpliwość i zrozumienie, które siostry miały dla mnie. Za wszelka hojność i życzliwość, szczególnie za modlitwy i miłość siostrzaną, której mogłam doświadczyć. Niech Bóg błogosławi i wynagrodzi. W szczególny sposób pragnę wyrazić moją wdzięczność dla Matki Leticji i wszystkich Sióstr z Rady Generalnej, za odwagę wysłania mnie na rok formacji nie wiedząc co i jak może się wydarzyć. Odwaga i zaufanie Sióstr były dla mnie jak rozpostarte skrzydła, które niosły mnie przez wszystkie te 486 dni.
Po ukończeniu rekolekcji na Radnej Górze, dnia 9 lipca powróciłam znów do Brazylii. Dnia 16 lipca o godzinie 11:00 w Mszy Świętej pod przewodnictwem księdza biskupa Rafała Biernackiego złożyłam śluby wieczyste. Trudno opisać wszystko co działo się w tym momencie w moim sercu. Wspomnę choć słowa homilii księdza biskupa, który patrząc na mnie, cały czas mówił, że ta droga była zawsze przygotowana dla mnie przez Boga i że na niej znajdę szczęście. Mówił też, że śluby potwierdzają i umacniają moje zjednoczenia z Chrystusem i pełną realizację mojego człowieczeństwa. Wszystko to zostało potwierdzone przez pasterskie błogosławieństwo Księdza Biskupa.
Dziękuję siostrom, które brały udział w przygotowaniach do tej Uroczystości, siostrom, które uczestniczyły i tym, które towarzyszyły mi duchowo.
Przeżywszy rok głębokich łask, chcę zakończyć słowami pieśni, która towarzyszyła mi przez kilka lat i była śpiewana w dziękczynieniu z okazji moich ślubów wieczystych podczas Eucharystii:
Znalazłam miłość doskonałą skarb ukryty na tym ołtarzu.
Jego wartość jest większa niż wszystkie, nic nie może się z nim równać.
Uwielbiam Cię całym moim istnieniem.
Kiedy jestem bliżej Ciebie, wzmacniasz moje życie.
Będę wychwalać cię moim sercem.
Najwyższy, jestem tutaj,
aby Ci oddać moją miłość, moją wdzięczność.
Do kogóż pójdę, jeśli Twój głos jest życiem.
Twoja obecność jest tak jasna, tak silna, jak słońce.
Jestem szczęśliwa, ponieważ wiem, że żyjesz.
Wszystko co mi pozostaje to kochać Cię.

(Wdzięczność, Vida Reluz)
oprac. S. M. Joana Jacotenski

NOWICJAT W BRAZYLII
 "Usłyszałam wołanie Boga i odpowiedziałam: Oto jestem Panie!"
Z moim rozpoczęciem Nowicjatu, kiedy to otrzymałam nowy strój i imię, czuję się zupełnie inaczej niż dotychczas. Jest to powód mojej wielkiej radości i motyw, by dać jeszcze jeden krok do przodu. Czuję, że Bóg chce mówić głęboko w moim sercu. Czuję się odważniejsza, odpowiedzialniejsza, chętniejsza do poświęceń i pełna energii. Wiem, że tylko Jezus może przemienić nasze serca, wystarczy w to uwierzyć, aby się spełniło. Jestem bardzo szczęśliwa.
s. M. Luiza  
Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam rozpocząć nowicjat. Jest to wielka łaska, że mogę przejść na ten etap formacji, a doświadczając Bożego wsparcia w czasie postulatu, wierzę, że On także da mi siłę i łaski potrzebne, aby kontynuować drogę z Nim.
Jestem wdzięczna Bogu i Zgromadzeniu, że dało mi okazję i możliwość formacji zakonnej. We wszystkim niech będzie Bóg uwielbiony!
Zapraszam do pomocy
Ziemia zalana deszczem
Woda podnosi rzeki
Rozlewają się łaską ryb
Smakują jak chleb powszedni
Mieszkańcy radują się rozmnożeniem
Dziękują Stwórcy za cud
Ziemia odżywiona wodą
Faluje łanami ryżu
Pokarm podobny do manny
Znak wypełniających się obietnic
Mieszkańcy wielbią z pokorą
Dziękują Stwórcy za cud
Ziemia spieczona słońcem
Krajobraz jak po pożarze
W zgliszczach śmierci żółty kwiatek
Zachwyca jak poranek Wielkiej Nocy
Mieszkańcy zachłystują się nadzieją
Dziękują Stwórcy za cud
 
Do parafii pod wezwaniem Św. Franciszka Ksawerego w Monçăo należy 200 wiosek, z tym, że kaplice są w 90 wioskach. Odwiedziłam już sporo kaplic, czy to z księdzem proboszczem, czy z ekipą z Duszpasterstwa Dzieci, czy też sama. Ksiądz proboszcz jedzie do kaplic, aby odprawić Msze Świętą. Pomagam wtedy przygotować liturgię. Jest zawsze pełno dzieci, więc z nimi pośpiewam, poopowiadam, popytam jak "leci" życie religijne. Po Eucharystii jest obiad. I jeśli na obiad jest tylko ryż i mąka z manioku, to i tak zaproszą, aby podzielić się tym co mają. To poruszające doświadczenie.
   Gdy zajeżdżam do kaplic z liderkami z Duszpasterstwa Dzieci, odwiedzam chorych i starszych, bo matki z dziećmi idą na ważenie. Wożę ze sobą obrazki Pana Jezusa Miłosiernego i zostawiam w rodzinach po dwa: jeden, aby powiesili na ścianie i drugi, aby rodzina modliła się do Bożego Miłosierdzia.
   Gdy odwiedzam kaplice sama, to po przyjeździe szukam odpowiedzialnego za daną kaplicę. Rozmawiam z nim na temat radości i trudności w animowaniu wspólnoty wiernych. W tym czsie pojawiają się dzieci, które stają się moimi przewodnikami po rodzinach. W rodzinach modlimy się, dzielimy wiarą, nadzieją i radością.
   Łatwo się pisze o tych wizytach ale rzeczywistość jest trudna. Gdy tak razem z Siostrą Terezinha i katechetami z Monçăo, tworząc trzy, czteroosobowe grupki wyruszyliśmy z ewangelizacją do poszczególnych wiosek, to po powrocie katecheci podsumowali sytuację religijna w wioskach następującym zdaniem: "Znajdują się w stanie konania".
   Przed nami więc zachwycające zadanie - rozbudzania i pomnażania wiary w tylu sercach - zapraszam do pomocy!
S. Beyzyma

ODWIEDZINY W SZPITALU
Dnia 23 grudnia dziewczęta z grupy "Ucząc się od Ojca Zygmunta", prowadzonej przez naszą Siostrę Isabel, odwiedziły chorych w Szpitalu Św. Wicentego a Paulo, w którym pracujemy. Dziewczęta z tej grupy już kilka razy były zapraszane na rożne uroczystości z tańcami religijnymi i ludowymi. Podczas tego spotkania dziewczęta śpiewały dla chorych kolędy i grały na fletach. Radość chorych była ogromna, wielu chciało jak najdłużej zatrzymać je w swoich pokojach. Dziewczęta złożyły również życzenia świąteczne siostrom szarytkom, które są właścicielkami tego szpitala. Jeszcze w następne dni pytali nas nie tylko chorzy, ale i rodziny pacjentów, jak również pracownicy szpitala, czy ta grupa pojawi się znów w szpitalu.
Wielką radością więc było zaproszenie ich na Mszę św. wieczorem 24 grudnia (odpowiednik naszej Pasterki), podczas której dziewczęta włączyły się czynnie w liturgię poprzez śpiew i czytania.
S. Dobrosława

PRZEDSZKOLE W KURYTYBIE
"DE MAOS ESTENDIDAS OFERTAMOS O QUE DE GRAÇA RECEBEMOS"
 Wznosimy nasze ręce do Boga w dziękczynieniu za dary, które nieustannie otrzymujemy. Jesteśmy w trzecim roku istnienia naszego Przedszkola w Curitiba, które jest pod wezwaniem naszego Ojca Założyciela. Jego pełna nazwa brzmi: Centro de Educaçao infantil Padre Sigismundo Gorazdowski (Centrum Edukacji Dziecięcej Ks. Zygmunta Gorazdowskiego).
   Jemu to, zawierzamy codzienne sprawy i trudy Przedszkola i nieustannie doświadczamy Jego opieki. Corocznie 26 czerwca uroczyście obchodzimy patronalne święto szkoły, przygotowywane w różnoraki sposób, którego celem jest przybliżenie wszystkim postaci i życia Księdza Zygmunta. Poza tym, dzieci mają swoje zeszyty z obrazami z życia świętego, które starannie kolorują i poznają Jego życie na zajęciach katechetycznych. Grono pedagogiczne również w swoim czasie przygotowuje coś z duchowości ks. Zygmunta i swoimi odczuciami dzieli się przy okazji spotkań pedagogicznych. Rodzice niektórych dzieci, jak sami wspominają, wypraszają sobie łaski za przyczyną Ojca Założyciela.
   Program zajęć dla dzieci opracowuje się z nauczycielkami na początku roku szkolnego, uwzględniając w nim nasz charyzmat i charakter szkoły. Już dzieci od drugiego roku życia mają program zajęć dostosowany do swojego wieku.
   W ciągu roku są organizowane rożne imprezy okolicznościowe. Największy nacisk położony jest na większe święta takie jak: Wielkanoc, Boże Narodzenia, święta maryjne i św. Józefa. Oprócz tego organizujemy inne imprezy jak: Dzień Matki, Dzień Ojca, Dzień Babci i Dziadka, Dzień Dziecka, połączony ze świętowaniem Patronki Brazylii - Matki Bożej Aparecida, jak również typowe uroczystości brazylijskie, których pominąć nie można: Święto św. Jana Chrzciciela znane jako Festa Junina a także Dzień Wiosny. Te dni wymagają większego wysiłku i zaangażowania wszystkich sióstr i naszych przyjaciół, gdyż są ubogacane występami i tańcami dzieci oraz rożnymi rozrywkami dla dzieci i dorosłych. Ostatnio w przedstawienia rozrywkowe włączyłyśmy również rodziców dzieci.
   Koniec roku szkolnego wypada w grudniu a wiec uwieńczony jest obchodami Bożonarodzeniowymi, z jasełkami i św. Mikołajem. Nie może zabraknąć ?Formatury? dla dzieci. Przedszkolaki przechodzące do szkoły podstawowej, mają swoją imprezę podczas której otrzymują dyplomy i składają przysięgę bycia wzorowym uczniem i obywatelem żyjącym wartościami moralnymi.
   Nic nam nie pozostaje jak nieustannie dziękować Bogu za ogrom otrzymywanych łask. Dziękujemy też naszej Rodzinie zakonnej i wszystkim przyjaciołom misji, którzy swoimi ofiarami, wyrzeczeniami i nieustanną modlitwą wypraszają nam błogosławieństwo i przyczyniają się do rozwoju całego dzieła misyjnego.
Z Chrystusowym pozdrowieniem i modlitwą
S. M. Agnieszka 

SPOTKANIE Z INDIANAMI
Pragnę się podzielić moją radością ze spotkania z grupą Indian z plemienia GUARANE. Otóż, od początku mojego pobytu na brazylijskiej ziemi towarzyszyło mi ogromne pragnienie poznania i spotkania się osobiście z jakimś tutejszym plemieniem. Czasami udało mi się obejrzeć jakiś reportaż, coś przeczytać... Aż tu niespodziewanie, dowiedziałam się, że pewna pani, koordynadorka Kółka Misyjnego Dzieci, już od 6 lat, w każdym miesiącu odwiedza właśnie wspólnotę Indian. Okazało się, że ona poszukiwała ochotników do współpracy. Nie czekałyśmy długo, aby się spotkać i... pojechać.
   W Brazylii żyje bardzo wiele plemion indiańskich. Wspólnota, która odwiedziłyśmy liczy około 60 osób, w tym ponad 30 dzieci. Władze stanu PR(Parana) ofiarowały im miejsce i pomogły w zagospodarowaniu. Jest to olbrzymi teren, trochę pagórkowaty, obficie - jak w kraju tropikalnym - zalesiony, z ogromnymi, dostojnymi piniorami, z potokami i bujną, uroczo kolorową roślinnością. Przejmująca a nawet groźna cisza, wspaniale koresponduje z leśną muzyką i odgłosami zwierząt. Okolica jest piękna, objęta całkowitą ochroną. Indianie mieszkają w głębokim buszu, do którego można dojechać polną drogą. Jest ok. 18 domów, z drzewa i gliny, częściowo pokrytych nawet dachówką. Ogólnie są to zabudowania bardzo ubogie. Ze względu na obfite deszcze są podmywane przez wodę, która nie pyta - zalewa, niszczy pomieszczenia, dobytek. Domy są posadowione bezpośrednio na ziemi, teren solidnie wyczyszczony i w obrębie wioski jest utrzymana w doskonałej czystości - a to także dlatego, aby nie podchodziły węże itp. Do osady jest podprowadzona woda z pobliskiej rzeczki. Miejscem najważniejszym jest okrągły namiot - szałas, zwany Domem modlitwy, do którego mogłyśmy wejść. Namiot ten nie posiada okien, tylko drzwi. Ściany z gliny łatane deskami, to znów pokryte resztkami koców, pełne nieznanych symboli. W części centralnej jest wbity w ziemie znak: dwie belki skrzyżowane, poprzeczna gruba, obficie ozdobiona wisiorkami. Z drugiej strony pali się ognisko, które nigdy nie jest gaszone. Na tym ognisku też są przygotowywane potrawy. Wchodząc do środka zastałyśmy dwie dziewczyny siedzące na ławie, zajęte rozmową, a obok dziecko, które coś smacznie zajadało. Tutaj odbywają się wszelkiego typu narady, spotkania i uroczystości. Na dzień dzisiejszy, nie umiem powiedzieć w jakiego Boga oni wierzą. Wiem, że czczą Boga nieba i ziemi, który bardzo realnie przemawia i objawia się poprzez naturę, przyrodę. Indianie natomiast wiedzą, że istnieją inne religie. Zostałyśmy zaproszone na najbliższą uroczystość 21 września - dzień wiosny. Ma to być tzw. ?chrzest? - jakiś ich obrzęd, ale na pewno nie chrzest chrześcijański. Całą wspólnotą kieruje wódz,.... I cokolwiek się chce załatwić, zobaczyć (np. wejść do domu), musi być potwierdzone przez niego. Pomimo tej władzy jest on bardzo dostępny i życzliwy. W ogóle w spotkaniu z nimi odczułam niezwykłą prostotę, spontaniczność i dobroć.
Wyjeżdżając z cywilizowanej Curitiby, gdzie wiele przemocy i leku, ma się wrażenie, że się jest w innym świecie. Rząd zbudował im wprawdzie szkołę, do której dojeżdża nauczyciel portugalskiego, ale codzienność ich jest trudna. Fakt, że nie mogą polować i korzystać z bogactwa przyrody bez ograniczeń wg. własnych, bardzo szlachetnych stylów życia, pozbawia ich podstawowych środków utrzymania i myślę, że też całe bogactwo kultury, obrzędów, zwyczajów powoli ubożeje. Dla zdobycia środków do życia sprowadzają z daleka materiały do wyrobu koszy, biżuterii i całej gamy tradycyjnych przedmiotów, ozdób, które następnie starają się sprzedać. Do najbliższego miasta jest przeszło godzina drogi samochodem. Jeśli ktoś z odwiedzających coś kupi lub ma miejsce w samochodzie, aby mogli się zabrać do miasta, jest to dla nich ogromna przysługa. Pomimo, że żyją bardzo ubogo, są pogodni i emanują głębokim pokojem. Umiłowanie swojej kultury, tradycji przodków jest dla nich wartością, dla której ochotnie podejmują trud i wyrzeczenie, choć mają świadomość innego, wygodniejszego życia. W swojej biedzie są bardzo pokorni - cieszą się wszystkim, co się im ofiaruje: żywność, ubranie, garnki, itp. Z zasady każda rodzina stara się o potrzebne środki do życia, ale jeśli ktoś ich nie ma, z pewnością może liczyć na pomoc wspólnoty. Wszystko co otrzymują dzielą według potrzeb, żyją bardzo wspólnotowo. Na dobry początek zawieźliśmy co-nieco dzieciakom, ale myślę, aby jak najszybciej zdobyć trochę żywności i odzieży, o którą prosili. Będzie użyteczna zwłaszcza w okresie nadchodzącej, tutejszej ?zimy?, kiedy chłód naprawdę doskwiera. Prosili o materace i koce. Już zgromadziłam trochę używanej odzieży, obuwia, teraz wyprać... i kolejny etap możliwości dzielenia się tym, co się ma w depozycie od Pana, pogłębienia więzi, poznania ich kultury, codzienności, myślenia, wartościowania - wyłania się jak nowy, trochę tajemniczy, ale i zobowiązujący poranek w naszego życia.
   Zrobiłam trochę zdjęć, ale rzeczywistość jak zawsze jest o wiele bogatsza i w tym wypadku też i trudniejsza. W każdym proszę dostrzec coś z tajemniczości, wzajemnie przenikającą się plemienną dumę i zarazem ból, a także promyk wdzięczności i nadziei.
S. M. Salvatoris

JUŻ MINĄŁ ROK MOJEJ MISYJNEJ POSŁUGI
O Panie uczyń z nas narzędzia Twego pokoju,
abyśmy siali miłość, wybaczenie,
jedność, nadzieje, światło, radość...
tam, gdzie ich światu brak!
W sierpniu minął mój pierwszy rok na misjach i pragnę podzielić się radością płynąca z odpowiedzi na wezwanie Bożej Miłości i dorastania do bycia narzędziem w Jego Rękach tu na ziemi brazylijskiej, gdzie piękno przyrody przeplata się z żywą wiarą miłujących Boga oraz z przemocą i z nędzą moralną i materialną.
   Bariery językowe nie pozwalały mi nieraz czynić tego, co dyktowało serce i pomocą była wtedy tylko modlitwa. Obecnie nabieram więcej odwagi i to daje mi dużo radości. Spotkania, rozmowy, problemy, pytania, czas spędzony z dziećmi, z młodzieżą, z rodzicami, z osobami starszymi.....Wydaje się to takie normalne, że to nic takiego nowego i rzeczywiście, bo przecież, czy to w Polsce, czy gdziekolwiek na świecie - to spotkam się zawsze ze swoim bratem i siostrą w Chrystusie. Są jednak momenty szczególne, które się przeżywa w danym miejscu a nie w innym. Dla mnie jeden taki moment miał miejsce, kiedy zaczęłam pomagać w pracy przy parafii w jednej z grup. Grupa ta obejmuje swoim zasięgiem dzielnice biedne, tzw. fawele i opiekuje się dziećmi do lat sześciu, ich rodzinami oraz kobietami brzemiennymi. W każdą sobotę są spotkania w wyznaczonym miejscu. Po modlitwie i po krótkiej konferencji dla mam, dzieci otrzymują przygotowaną dla nich zupę. Kiedy zobaczyłam oczy tych dzieci i z jakim apetytem zjadają zupę ze swych plastykowych pudełek prosząc o dokładki....uświadomiłam sobie, że one naprawdę są głodne i że na codzień nie mają takiego pożywienia. Dzieci te też są ważone, aby mieć orientację, czy któreś dziecko nie spada z wagi, co byłoby oznaką niedożywienia. Obraz tychże dzieci wpisał się głęboko w moje myśli i serce.
   A co jeszcze słychać na moim podwórku?
Codziennie dziękuję Bogu za moją wspólnotę. Wspólnota to mój dom, dom radości i więzi, trudności i modlitwy, ciszy i pracy, a Maryja i Święty Józef są mi wzorem życia rodzinnego.
   Ostatnio nie brak szczególnych wydarzeń, ponieważ mam to szczęście, że pierwszy rok misjonarski mogę przeżywać pod hasłem dziękczynienia, co jest związane z Jubileuszem 25 lat pracy sióstr w Brazylii. Początek jest więc wymarzony, bo wzrok i serce zwrócone są ku Bogu i tak chciałabym żeby było zawsze, by móc Mu szeptać choćby w najprostszych słowach: Jak dobrze jest dziękować Ci Panie i śpiewać psalm Twojemu Imieniu!
   Tak wiec radosnym wyrazem jubileuszowego roku była uroczysta Msza Święta Dziękczynna w naszej parafii pw. św. Jerzego w Kurytybie, w dniu 15 czerwca 2008 roku. Zaszczycił nas swą obecnością ksiądz Arcybiskup Don Pedro Fedalto, któremu tak wiele zawdzięczamy, a szczególnie nasze pierwsze cztery siostry, które rozpoczęły misyjną posługę w Brazylii: s.Seweryna, s.Arkadia, s.Ilona i s. Inwiolata.
   Słowom, które Arcybiskup skierował do nas i do wszystkich obecnych, towarzyszyło dużo ciepła i serdeczności. Przemawiał on jak ojciec, który zna swoje dzieci i cieszy się ich obecnością. Treść homilii ksiądz Arcybiskup zawarł w trzech punktach:

1. Każdy z nas jest misjonarzem, który zawsze musi trwać u stóp swojego Mistrza JezusaChrystusa;
2. Tylko z tego trwania zrodzić się może pragnienie serca, by być Jego świadkiem aż po krańce ziemi;
3. Obecność Sióstr św. Józefa potwierdza prawdziwość tych słów.

 Siostra Agnieszka przed rozpoczęciem Eucharystii zapoznała wszystkich zgromadzonych z historią przyjazdu sióstr i rozpoczęcia pracy misyjnej w Brazylii. Zaprosiła do dziękczynienia Bogu za wszelkie dary i łaski otrzymane w ciągu 25 lat oraz za wszystkie osoby, które Opatrzność Boża postawiła na naszych drogach.
   Szczególnym wyrazem naszej wdzięczności Dobremu Bogu, był moment składania darów ofiarnych. Pierwszym darem była świeca - symbol życia w Chrystusie i wyraz dziękczynienia za życie sióstr, które przez posługę 25 lat zostawiły głęboki ślad w historii Zgromadzenia i Kościoła. Świece przynieśli rodzice ks. Waltera, który obecnie jest wikariuszem w naszej parafii, a którego niegdyś katechizowała s. Arkadia w Rosario, na pierwszej naszej placówce. Następnie s. Seweryna złożyła na ołtarzu Chrystusa ziarna - symbolizujące pierwsze prace i zasiewy ewangelizacji. Gromadka dzieci z naszego przedszkola wraz z przedstawicielem Modlitewnej Grupy Świętego Józefa - ofiarowali kwiaty, jako symbol czynów miłości bliźniego i modlitwy. S. Salwatoris z s. Izabel przyniosły obraz Ojca Założyciela - Ks. Zygmunta, dzięki któremu 125 lat temu zaczęło istnieć dzieło, które do dziś trwa i jest żywe, czyli nasza Rodzina zakonna. Przedstawiciele dobroczyńców naszej wspólnoty złożyli w darze ostatni numer naszego Jurnalu Jubileuszowego "Idąc ze św. Józefem". Następnie rodzice naszych sióstr Brazylijek - s. Faustiny i s. Joany, ofiarowali winogron i wino oraz bochen chleba i hostie.W przygotowanie Liturgii Słowa i śpiewu zaangażowały się pozostałe siostry z naszej wspólnoty oraz siostry postulantki.
   Były też obecne siostry z innych Zgromadzeń, które są związane z nami już od początku - Siostry Misjonarki Maryi z Nazaretu, Siostry Św. Elżbiety oraz Siostry Apostołki Najświętszego Serca Pana Jezusa i oczywiście członkowie Modlitewnej Grupy Świętego Józefa oraz nasi przyjaciele i dobroczyńcy, którzy wspierali i w dalszym ciągu pomagają nam duchowo i materialnie.
   Na koniec Mszy Świętej, Księdzu Arcybiskupowi i wszystkim obecnym podziękowała s. Salvatoris - Przełożona naszej Delegatury.
   Kontynuacją naszego świętowania był wspólny obiad wraz z ks. biskupem, zaproszonymi księżmi i wieloma zaprzyjaźnionymi osobami, a podczas niego szczególne podziękowanie zostało skierowane do s. Seweryny. Na ręce siostry została wręczona pamiątkowa tablica z życzeniami i gratulacjami dla całego Zgromadzenia z okazji Srebrnego Jubileuszu - 25 lat pracy misjonarskiej w Brazylii.
   Radość naszej wspólnoty dzieliłyśmy aż do wieczora, składając dzięki Bogu podczas wspólnych Nieszporów, a także dzieląc się dobrym słowem i radością w naszym gronie.
   Kolejnym wydarzeniem ważnym w naszej wspólnocie był jubileusz 25 lat życia zakonnego s. Salvatoris. Srebrną Siostrę Jubilatkę ogarniałyśmy szczególną modlitwą na Eucharystii. Nie zabrakło też momentu odnowienia ślubów, modlitwy dziękczynienia, wspólnej radości podczas rekreacji, na którą siostry postulantki z s. Dominiką przygotowały przedstawienie o Samarytance. Wraz życzeniami ofiarowałyśmy dla siostry dary duchowe, nie tylko my, ale także siostry z pozostałych wspólnot brazylijskich - czego wyrazem była ofiarowana świeca.
 Każdy dzień niesie ze sobą niepowtarzalny blask. Obecność przedszkolaków, praca i zabawa z nimi, to jeszcze jedno ze źródeł tego blasku, miejsce radości i poznawania Chrystusa razem z tymi najmniejszymi. Ja obecnie jestem w grupie dwu i trzylatków razem z brazylijską nauczycielką. Oprócz maluszków są jeszcze trzy grupy. Dzieci są bardzo radosne, lubią brać udział w zajęciach, uczą się bawić w grupie i dzielić zabawkami. Ostatnio były urodziny s. Seweryny więc śpiewaliśmy dla siostry składając życzenia i dziękując za prace siostry dla przedszkola. O pracy siostry Seweryny i o budowie przedszkola opowiedziała dzieciom s. Agnieszka, która czuwa nad wszystkim, by w przedszkolu panowała rodzinna atmosfera.
   Dzieci lubią niespodzianki - jak zresztą wszystkie dzieci - tak więc pewnego dnia zrobił się wielki ruch i wrzask radości, gdy na podwórko zajechał autobus z "ogromnymi zębami". Czas radości był też czasem poznania jak należy dbać o zęby. Dzieci długo wspominały ten niezwykły teatrzyk.
   W przedszkolu w grupie pracuje też siostra Faustina - Brazylijka oraz s. Dominika, która ma, co tydzień katechezę z każdą grupą.
   Radosne dni życia naszych przedszkolaków otacza niejednokrotnie cień smutku, który powodowany jest trudną sytuacją związaną z rozłąką z rodzicami. Całym sercem otaczamy ich modlitwą - bo to zawsze jest dobry początek pomocy.
   Wszystkich, którzy czytać będą ten list proszę również o modlitwę, by każde nasze spotkanie z tymi, których Bóg stawia na naszych drogach, było momentem przygotowania, by to sam Wszechmogący zstąpił w ich serca i wlał swoją łaskę.

Z całego serca dziękuję za dar modlitwy
i WSZYSTKICH powierzam
dobrym dłoniom Maryi i Św. Józefa.
S. M. Zyta

"MIESIĄC POWOŁANIOWY"
 W Brazylii miesiąc sierpień to tzw. "miesiąc powołaniowy". Pierwsza niedziela była dniem kapłana, dziś dzień ojca i rozpoczyna się tydzień rodziny, w następną niedzielę będziemy obchodzić dzień osób konsekrowanych a ostatnia niedziela będzie dniem katechety i powołań świeckich. Jest to czas specjalnych modlitw w intencji powołań i okolicznościowych spotkań. S. Rosenilda miała spotkanie z młodzieżą na temat powołania do życia zakonnego.
   W piątek wieczorem przed naszym domem była odprawiona Msza św. z udziałem wielu gości. Głównym celebransem był Bp. Jose Maria Pires, a koncelebransami 4 księży z naszej parafii oraz Ksiądz Rektor Seminarium Duchownego w Weronie, który przyjechał z 8 diakonami z Włoch, aby przyglądnąć się specyfice pracy duszpasterskiej w naszej diecezji. W tej Eucharystii uczestniczyło ponad 60 osób.
s. Doris

PIERWSZE WRAŻENIA Z MARANHAO......
Wioska Outeiro
   Leży stosunkowo niedaleko Monçao. Czy to w porze zimowej czy letniej można dojechać do niej "po ziemi". Pewnej niedzieli wybrałam się tam rowerem, aby uczestniczyć w liturgii Słowa Bożego, a potem miałam spotkać się z osobami, które chciałyby przygotować się do chrztu, Eucharystii i bierzmowania. Gdy weszłam do kapliczki i popatrzyłam w głąb nie dowierzałam własnym oczom. Liturgii Słowa Bożego przewodniczyła 10-letnia dziewczynka Marialda! Jak nigdy w życiu zrozumiałam w tym momencie słowa Chrystusa, że nikt i nic nie przezwycięży Kościoła! Narzędziem Jego przetrwania w wiosce na końcu świata może stać się 10-cio letnie ochrzczone dziecko!
Kościół parafialny
   Kto przychodzi na prawie codzienną Mszę Świętą do kościoła parafialnego? Kto śpiewa? Czyta "potykając" się na słowach? Sprząta kościół? Dzieci i młodzież! Dlatego ewangelizacja w Maranhao pomimo, że jest trudna, jest pełna nadziei!
Wioski: Fugido i Sítio Novo
   To wioski, do których w porze deszczowej dopływa się, w porze suchej można dojechać. Wybrałyśmy się rabetą (łódka z przenośnym silnikiem) w tamte strony. Siostra Karola z grupą pomocników z Duszpasterstwa Dzieci do wioski Sítio Novo, ja z katechetą do wioski Fugido. Po godzinie dopłynęliśmy do Fugido. Wyszliśmy na brzeg i co teraz? W wiosce tej mieszka 20 rodzin katolickich i 25 należących do innego kościoła. Ponad trzy godziny chodziliśmy od domu do domu niosąc Pokój Chrystusa i zapraszając WSZYSTKICH na popołudniowe spotkanie ze Słowem Bożym. Co za doświadczenie! Być, w duchu ekumenizmu, narzędziem Pokoju Pana i Jego Błogosławieństwa!
   Na spotkanie przyszło kilka osób. Rozważaliśmy Słowo Boże przed domem jednej z rodzin katolickich, gdyż w wiosce tej nie ma jeszcze kaplicy, ale będzie, bo w grupie znalazło się małżeństwo, które ofiarowało teren pod budowę kaplicy i chętny murarz do jej wybudowania. Pobłogosław Panie tym planom!
S. M. Beyzyma

POZDROWIENIA Z GORĄCEGO SAO LUIS
 Bardzo serdecznie pozdrawiamy z gorącego Sao Luis. Jesteśmy w porze deszczowej, a więc prawie codziennie pada i dobrze, bo słonce bardzo szybko wysusza ziemię. My zaś coraz bardziej zaangażowane w pracę duszpasterską. Każda ma po dwie kaplice, obejmując możliwie wszystko. Na życzenie księży weszłyśmy do parafialnej koordynacji katechezy, a więc prawie wszystkie wieczory to zebrania, spotkania, organizowanie życia parafialnego. Księża są bardzo zaangażowani w duszpasterstwo; zależy im na duchowym rozwoju parafian. Na terenie parafii działa Legion Maryi, Apostolstwo modlitwy, Duszpasterstwo Rodzin, Duszpasterstwo Dzieci i oczywiście katecheza. Ludzie tutaj, choć nie mają wielkiej wytrwałości, włączają się czynnie w życie wspólnoty parafialnej i tak naprawdę bez ich pomocy parafia byłaby martwa. Działa również Duszpasterstwo Młodzieży, którym w szczególny sposób zajęła się s. Rosenilda. S. Doris będzie czuwać nad dziećmi po pierwszej Komunii św., które jeszcze nie przystąpiły do bierzmowania. Jest to okres formacyjny między jednym a drugim sakramentem. Ja zajmuję się katechumenatem i ogólnie katechezą dla dorosłych. Zobaczymy jak nam to będzie szło w praktyce.
   Bardzo dziękujemy za dotychczasowe wsparcie duchowe i prosimy o modlitwę na dalszą naszą tutaj posługę.
S. Inviolata

PANTOMIMA W KURYTYBIE
  Aby prawdę o "codziennych ludzkich zmartwychwstaniach" móc głębiej przeżyć, przygotowałyśmy wraz z młodzieżą przedstawienie w formie pantomimy pt. "Czy warto?". Przez miesiąc, w każdą sobotę, uczestniczyliśmy w próbach teatru. Każdą scenę omawialiśmy szczegółowo dobierając aktorów. W przedstawieniu wzięły także udział nasze siostry postulantki. Podczas prób było wiele zabawnych sytuacji, które ośmielały zawstydzonych jeszcze aktorów. Podzieliliśmy się też odpowiedzialnością za przygotowanie całej sztuki. Młodzież była odpowiedzialna za przygotowanie kurtyny i świateł, my przygotowałyśmy muzykę, wspólnie zaś dobraliśmy rekwizyty i stroje. Charakteryzacja niektórych aktorów była powodem szczerego śmiechu, np. gdy zobaczyliśmy 24-letnią Sharliane z włosami białymi jak śnieg.
   W sobotę od godziny 14.00 trwały ostatnie przygotowania i próba generalna. O godzinie 20.00 siostra Faustina powitała wszystkich przybyłych parafian i wprowadziła w główne przesłanie sztuki, opowiadającej historię współczesnego człowieka, który chcąc żyć według nauki Chrystusa, idzie przez życie pomagając bezinteresownie tym, którzy potrzebują pomocy. W jego czynach miłości odbija się blask czynów Chrystusa. Dobroć i pomoc jaką główny bohater ? Protagonista - rozdaje wokół spotyka się z odrzuceniem. Smutek maluje się na jego twarzy i cierpi on coraz bardziej wewnętrznie z tego powodu, że ludzie nie chcą przyjmować miłości. Z człowieka dającego pomoc, sam staje się teraz potrzebującym pomocy, lecz wszyscy przechodzący wyśmiewają się z niego i odrzucają go. Jego wyciągnięta dłoń spotyka się z obojętnością. Równocześnie na drugim planie sceny tłum skazuje Jezusa na ukrzyżowanie.
   Sceny współczesne były odgrywane przed kurtyną, zaś sceny z życia Jezusa przedstawione były w formie światło-cienia za kurtyną. Obrazy przeplatały się nawzajem. Kulminacyjnym momentem była ostania scena, kiedy Jezus wisi na krzyżu, zaś Protagonista leży na ziemi ? od tego momentu dwa plany się nakładają i akcja toczy się równocześnie. Główny bohater podnosi z ufnością wzrok na ukrzyżowanego Chrystusa i w chwili gdy Jezus kona i Jego głowa opada na pierś, kona także w tym momencie Protagonista. Tej scenie towarzyszyła wstrząsająca muzyka, po której następuje cisza, później słychać dźwięki pękających skał, i wraz z nieśmiałym jeszcze światłem widać powstającego z grobu Chrystusa. Jezus otoczony blaskiem podchodzi do Protagonisty, podnosi go i ze wzrokiem pełnym miłości wręcza mu świecę jako znak nadziei. Następnie Jezus wręcza światło wszystkim, i tak ciemność sali zostaje rozproszona przez światło Chrystusa, w którym kryje się odpowiedź: Tak, warto pomimo wszystko kochać i czynić dobro! Warto mieć odwagę naśladować Chrystusa, bo nagrodą jest życie wieczne!
   Po zakończeniu przedstawienia spotkaliśmy się w naszym domu, aby przy "polskim cieście" kontynuować naszą radość, podzielić się pierwszymi wrażeniami, a przede wszystkim wyrazić wdzięczność młodzieży za udział w tej sztuce. Spotkanie zakończyliśmy w kaplicy, zawierzając Maryi losy ludzi młodych, a szczególnie młodzieży naszej parafii.
   Wraz ze wspomnieniami tych wydarzeń pozostały nam w sercach osobiste doświadczenia oraz pamiątkowe zdjęcia.
Siostry Św. Józefa z Kurytyby

JUBILEUSZE
 Jubileusz mojego życia zakonnego - rok wdzięczności, wspomnień, refleksji, nowych pragnień itd. Zanurzona więc w tę świąteczną atmosferę, spotęgowaną miłymi gestami pamięci i siostrzanej solidarności z serca dziękuję za modlitwy i upominki. S. Ilona zadbała, aby wszystko dotarło w nieskazitelnej formie. Bardzo dziękuję za okruchy "wspólnej rekreacji". Od razu wyobraźnia zadziałała i wróciły wspomnienia. Cieszę się że było tak uroczyście i wesoło. Zapewniam o mojej wdzięczności wobec Zgromadzenia, wobec każdej Siostry naszej Grupy. Dar powołania jest dla mnie święty i to wszystko co ma znamię dobra w moim życiu osobistym, wspólnotowym, w relacjach z drugim człowiekiem dokonuje się poprzez te niczym nie zasłużoną konsekrację. Przy okazji, świadoma swojej małości przepraszam za to co z mojej winy, umniejsza skarbiec świętości i siostrzanej miłości naszej Grupy. Serdecznie pozdrawiam i łączę się w tym dziękczynnym, jubileuszowym trwaniu, a miejscem wyjątkowo nawiedzanym jest sanktuarium, jakie tworzy żywa, osobowa wspólnota naszej Grupy.
   Jubileuszowy Rok pobytu Sióstr w Brazylii też obfituje w niecodzienne wydarzenia. Nasza kaplica zmieniła swój wystrój. W poniedziałek zostały umieszczone w prezbiterium przepiękne obrazy namalowane przez s. Agnieszkę: tuż przy Tabernakulum ? Maryja ze św. Józefem, a po przeciwnej stronie Ojciec Zygmunt ? nasz Założyciel. Centralne miejsce zajmuje na Krzyż. I tu wielkie dzięki za dar Pasyjki ? Jezusa. Jezus dotarł do nas bez skazy, będziemy się starały, aby doświadczył od nas miłości. Każda wspólnota razem z parafią, w której pracuje będzie się też modlić, dziękować za 25 lat józefickiego posługiwania w Brazylii i prosić o dalsze Boże błogosławieństwo. Siostry z Monçao wydrukowały kalendarz jubileuszowy.
   Życzę owocnych dni i wiele dobra oraz serdecznie pozdrawiam.
Wdzięczna s. Salvatoris

BRAZYLIJSKIE ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA
   "Boże Narodzenie jest zawsze tam, gdzie rodzi się Jezus". Tak było tego roku na Ferovila ? jednej z faveli w Curitiba. Tu w Brazylii, wierzący Kościoła Katolickiego, do wielkich i ważnych świat przygotowują się przez uroczystą nowennę. Razem z S. Seweryną uczestniczyłam w tym przygotowaniu. Zaczęłyśmy już pod koniec listopada. Raz w tygodniu, w czwartek, spotykałyśmy się w domu jednej z rodzin, gdzie przychodzili także inni mieszkańcy z pobliskich domów. Rozważając Słowo Boże próbowaliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak my, na podobieństwo Maryi możemy przyjąć Jezusa do swego serca i życia i jak naszą codzienność przemieniać. Jak być bardziej Jezusowi.
   Na zakończenie nowenny, tuż przed Bożym Narodzeniem, jak to się stało już tradycją, s. Seweryna przygotowywała Jasełka, a tym razem to właśnie przypadło mi w udziale. W każdą sobotę przez cały miesiąc, spotykaliśmy się z dziećmi na próbach. W miarę upływu czasu, inni nabierali ochoty i odwagi, by wziąć udział w tym wielkim wydarzeniu, no i oczywiście na potrzebę chwili, trzeba było wymyślić dla nich jakąś rolę. Nasza stajenka z liści bananowców wypełniła się więc różnymi zwierzętami i aniołkami.
   W sam dzień przedstawienia 20.XII. 2007 r. już od rana w domu "Shel" ? gdzie znalazł godną scenę "nasz Teatr" rozpoczął się wielki ruch. Trzeba było przygotować wszystko: dekorację, stajenkę, uprzątnąć teren dla widowni, przygotować ławki i stoły na późniejszą agapę. Potem jeszcze ostatnia próba i o godz. 15:00 zaczęło się nasze Misterium Bożonarodzeniowe!
   Na scenie pojawiły się dwa Anioły posłane na ziemię, aby ogłosić i przygotować wszystkich ludzi na narodzenie się naszego Pana Jezusa. Pierwszymi, których spotkali na ziemi byli dwaj staruszkowie, co już dawno zapomnieli o Świętach, kolędach i Jezusie. Potem pojawił się jakiś bezdomny i człowiek zawsze niezadowolony oraz muzyk, którzy nigdy nie słyszeli o Bożym Narodzeniu. Po spotkaniu z małą dziewczynką, która powiedziała im, że każdy może dać swoje serce dla Dzieciątka, ich serca zaczęły pałać chęcią poszukiwania sposobu, aby przyjąć Jezusa do swego życia, mimo swoich niedostatku. W końcu wszyscy śpiewając kolędy, udają się do stajenki. Tam zachęceni przez samego Józefa i Maryję, zapraszają Małego Jezusa do swego życia. Potem już tylko oklaski dla wszystkich naszych wspaniałych, choć małych i prostych aktorów!
Oczywiście nie mogło zabraknąć wizyty św. Mikołaja, bo któż z nas jako dziecko nie czekał na jego wizytę, a tym bardziej czekają na przyjście tego gościa dzieci, które normalnie nie mogą sobie pozwolić na luksus otrzymywania prezentów. Trochę wystraszyła nas liczba dzieciaków, bo pojawiło się ich tak dużo, choć były tylko z tych rodzin, które brały udział we wcześniejszym przygotowaniu ? nowennie. Dlatego razem z wszystkimi siostrami gorąco modliłyśmy się, o cudowne rozmnożenie zabawek i słodyczy. Oczywiście i tym razem Opaczność Boża zadbała o każdego malucha! Potem jeszcze kawałek ciasta dla każdego i wspólne zdjęcie z Mikołajem! Ach, co to była za "królewska uczta"! A radość w oczach dzieci i dorosłych, były najlepszym dowodem, że w ich sercach już zaczęły się Święta i Bóg staje się bliższy dla nas wszystkich.
   Mam nadzieję że w ich sercach pozostanie prawda, iż Bóg przychodzi do każdego biednego i bogatego, smutnego i radosnego człowieka, który Go kocha i zaprasza do swego życia. Bo serce człowieka jest najlepszym miejscem dla Jezusa, który chce w nim zamieszkać, aby być Emmanuelem ? Bogiem z nami!, by nikt nigdy już nie czul się sam.
   I tak właśnie Bóg Narodził się w naszym mieście, naszym domu i naszym sercu.
s. Maria Dominika Kulik      

PIERWSZA PROFESJA TRZECH BRAZYLIJEK
 Dzieląc się przeżyciami z mojej Pierwszej Profesji pragnę podkreślić, że wszystko, począwszy od przygotowań, miało dla mnie wielkie znaczenie. Już dzień skupienia, poprzedzający Uroczystość Ślubów, był bardzo ważny i specjalny, ponieważ w tym dniu rozpoczęłyśmy świętowanie 25-lecia misji naszego Zgromadzenia w Brazylii. Wzruszyły mnie pieśni, które siostry wspominały z początków ich pracy misyjnej, a które są także mnie znane i drogie memu sercu. One też tworzą część mojej historii, zbiegającej się jednocześnie z historią naszych sióstr. To wszystko uświadomiło mi, że w planach Bożych już od dawna należałam do tej Rodziny.
   Dzień 9 grudnia 2007 roku ? dzień najbardziej znaczący w moim życiu. Poczułam tak ścisłą więź jedności z Jezusem, że nic nie było w stanie rozproszyć moich myśli. Bardzo często wracała mi świadomość, że Bóg kocha tego, kto daje z radością. Doświadczyłam dogłębnie jak Bóg, za moje radosne oddanie się Jemu, dawał mi się sam całkowicie w radości i uczestnictwie w Jego Krzyżu.
   Dopełnieniem mojego szczęścia była obecność naszej Matki, a w jej osobie całego naszego Zgromadzenia i także obecność Księdza Arcybiskupa, rodziny i przyjaciół. Z pewnością ten dzień zostanie w mojej pamięci na długo i będę mogła do niego wracać, dziękując Bogu za otrzymane łaski, jak również, żeby z doznanych przeżyć czerpać siłę na wszystkie momenty trudne.
S Terezinha
Uroczystość mojej Pierwszej Profesji zakonnej dała mi dużo radości i szczęścia oraz doświadczenia bliskości Jezusa i pewność, że On będzie mnie oświecał, prowadził po drogach życia. Ważnym dla mnie momentem było przyjęcie krzyżyka; poczułam wtedy w sercu pokój i pewien rodzaj dumy z posiadania tego znaku śmierci i zmartwychwstania. Zrozumiałam wtedy dogłębnie, że umieranie sobie jest bolesne, ale tylko takie prowadzi do odrodzenia się nowego człowieka we mnie, żyjącego dla Boga w Chrystusie Jezusie.
   Zewnętrzna oprawa tej uroczystości i pięknie przygotowana liturgia sprzyjała skupieniu i uzmysławiała doniosłość aktu profesji, jako oddania się całkowitego Bogu. Składając śluby zakonne czułam wielką odpowiedzialność za wypowiadane słowa. Poczułam też taką nową odpowiedzialność jako członka Zgromadzenia za wspólnotę.
   Spotkanie na Eucharystii, a później przy stole, Księdza Arcybiskupa, kapłanów oraz członków mojej rodziny naturalnej i Zakonnej w atmosferze rodzinnej i radosnej zacieśniło moje więzy z Kościołem i Zgromadzeniem oraz pozwoliło mi popatrzeć w innym wymiarze na moich bliskich.
   Wszystkim chciałbym powiedzieć że warto żyć dla Jezusa. On daje więcej niż my same i że jedyną prawdziwą radością jest Jezus.
Faustina 
Dzień Uroczystości mojej Pierwszej Profesji był dla mnie pełen szczęścia pokoju i radości. Wypowiadając formułę ślubów zakonnych doświadczałam bliskości Jezusa i z radością oddawałam całe swoje życie na służbę Bogu. Podczas homilii Ksiądz Arcybiskup pięknie tłumaczył znaczenie ślubów zakonnych, co jeszcze bardziej uzmysłowiło mi niczym nie zasłużone wybranie Boże i pragnienie wdzięczności Bogu za dar powołania. Przez złożenie ślubów zacieśniły się nie tylko moje więzy z Jezusem, ale także ze Zgromadzeniem; czułam wtedy, że wchodzę do Rodziny, która będzie dla mnie siłą i wsparciem.
   Ważna dla mnie w tym dniu była obecność wszystkich, z którymi mogłam dzielić swoją radość w atmosferze rodzinności. Ogromnym przeżyciem było dla mnie to, gdy Matka generalna przekazała mi decyzję o posłaniu mnie do posługi w nowo tworzącej się wspólnocie w San Luis. W myśl słów Jezusa: "Kto Was słucha, Mnie słucha", była to dla mnie objawiająca się Wola Boża względem mnie.
   Myśl, która mi towarzyszyła w tym dniu i chciałabym, by była ze mną zawsze jest taka: "Jeśli zaufasz - Miłość Boga cię podtrzyma".
Rosenilda 

Prawie ciągle jestem w drodze...
 Już prawie 18 lat pracuję w Brazylii, a od trzech lat podjęłam posługę w północnej części Brazylii, w Stanie Maranhao, w małym i bardzo biednym miasteczku - Monçao. Klimat jest tam równikowy i temperatura powyżej 40°C. Pora deszczowa przynosi nam przepiękne widoki, obfitość wód, bujną roślinność, wielość ryb - taka mała Amazonia. Wtedy do niektórych wiosek płyniemy łódką, bo tak jest łatwiej i krócej. W porze suchej prawie wszystko to zanika, a pozostaje kurz i dokuczliwy upał.
   Do naszej parafii należy ok. 200 wiosek, gdzie mieszka 27.600 ludzi. Ludzie żyją tu bardzo biednie, głównie z rybołówstwa oraz uprawy ryżu i fasoli. Mieszkają w domach z gliny czy liści palmowych bez światła i wody pitnej, po którą trzeba iść wiele kilometrów. Ubóstwo i brak opieki medycznej sprawia, że wiele dzieci jest niedożywionych, a nawet umiera. Widząc ogromne potrzeby tamtejszych rodzin, zajmuję się tam Duszpasterstwem Dzieci, niosąc pomoc rodzinom, a szczególnie matkom ciężarnym i dzieciom od 0 do 6 roku życia. Podejmuję też szkolenie wolontariuszy, by objąć opieką jak najwięcej osób i nauczyć ich wzajemnej, bezinteresownej pomocy. Ogromny obszar naszej parafii i liczna grupa ludzi potrzebujących sprawia, że prawie ciągle jestem w drodze, posługując się różnymi środkami lokomocji: samochodem, motocyklem, rowerem, łódką, a nawet pieszo. Któregoś dnia, dopłynęłyśmy po raz pierwszy do wioski Sitio Nowu. Nie znałyśmy tam nikogo, więc trochę z obawą, ale z nadzieją i entuzjazmem w sercu, weszłyśmy do pierwszego domu. Była tam młoda kobieta, której powiedziałyśmy o celu naszej wizyty. Ku naszej radości okazało się, że już słyszała o naszej pracy i wyraziła pragnienie zostania woluntariuszką naszego Duszpasterstwa Dzieci, by pomagać innym. Wskazała nam też dom sąsiadki i prosiła, byśmy zainteresowały się tą rodziną. Zastałyśmy tam młodą, bardzo szczupłą kobietę z dwójką dzieci: 2 - letnim chłopcem, który jeszcze nie chodził i dziewczynką o imieniu Lucimara, urodzoną w siódmym miesiącu ciąży, która ważyła 1 kg. Męża nie było w domu, bo łowił ryby, aby wyżywić rodzinę. Z opowiadań młodej matki dowiedziałyśmy się, że Lucimara urodziła się w domu, a po kilku dniach rodzice popłynęli z nią do miasteczka, aby w szpitalu została przebadana i otrzymała konieczną pomoc lekarską. Była bardzo słabiutka, mama nie umiała karmić takiego maleństwa - potrzebny był jej inkubator i kroplówka. W szpitalu tym nie było potrzebnych urządzeń i leków, więc lekarka odesłała ją do domu. Dla wzmocnienia organizmu matki, zostawiłyśmy multimisturę (mieszanka otrąb, zmielonych ziaren, liści) i udzieliłyśmy jej informacji na temat dokarmiania przedwcześnie urodzonej i niedożywionej córeczki. Żegnając się a tą młodą mamą widać było w jej oczach nadzieję. Rozległy teren naszych działań i wielość podobnych przypadków sprawia, że nie mam możliwości by być w danej wiosce częściej niż raz w miesiącu. Zasięgałam jednak informacji o małej Lucimara u ludzi spotykanych z tej wioski. Podczas następnej naszej wizyty w tej rodzinie, Lucimara już nie żyła.
Niestety los ?wcześniaków? u nas jest bardzo podobny, ale nie tracimy nadziei na lepsze jutro i wciąż podejmujemy wysiłki, by chronić dzieci od śmierci czy wad rozwojowych, spowodowanych często niedożywieniem i brakiem higieny. Mówimy tym ludziom także o miłującym ich Bogu, o przebaczającej i uzdrawiającej Jego mocy, w imię którego idziemy do nich.
   Tę nadzieję i entuzjazm podtrzymuje w nas świadomość, że są ludzie o wrażliwych sercach, którzy wspierają nas w tej posłudze, za co z serca składamy BÓG ZAPŁAĆ.
s. Karola

"Okruchy" ewangelizacji w Rio de Janeiro
Historia pani Selmy
    Julia ma 12 lat. W ubiegłym roku po raz pierwszy przyjęła Pana Jezusa do serca. Trafiła na katechezę zaproszona przez koleżankę z "podwórka" . Wtedy jej mamę, panią Selmę, nie interesowała formacja religijna dzieci ani własna. A tato Julii, który ożenił się z inną kobietą, nie przyznawał się do niej jako do dziecka nieślubnego.
   Na katechezie zachęca się dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii św. do uczestnictwa, wraz z rodzicami, w specjalnej Mszy św. Julia zaprosiła na taką Mszę św. mamę, "drugiego" tatę i siostrę Giowannę. Tej niedzieli w ogłoszeniach parafialnych było o możliwości przygotowania się do sakramentu małżeństwa dla osób, które żyją bez tego sakramentu. Pani Selma poczuła się poruszona tym zaproszeniem i dwa miesiące później wraz z mężem i kilkoma innymi parami rozpoczęła przygotowanie do sakramentu małżeństwa. I tak, dzięki zaproszeniu córki Julii, wszystko się zaczęło. Przygotowując się do sakramentu małżeństwa, pani Selma przygotowała się również do spowiedzi i Eucharystii, a kilka miesięcy później dopełniła swoją formację religijną i została bierzmowana.
   Dzisiaj jest odpowiedzialna w kaplicy św. Franciszka za Duszpasterstwo Dzieci, które zostało tam zaszczepione w listopadzie ubiegłego roku. I jako koordynatorka pani Selma radzi sobie wyśmienicie. Mówi: "Jezus zmienił mnie i moje życie posługując się córką Julią. Jezus, rodzina i Duszpasterstwo Dzieci to teraz moje trzy skarby". A nawiasem mówiąc to w międzyczasie ojciec Julii przyznał się do niej i dał jej swoje nazwisko. Drugi ojciec, prawowity już teraz mąż pani Selmy, także ją kocha z całego serca, jak i siostra Giowanna.
Co słychać u Luisa Antonio?
    Luis ma ponad trzydzieści lat. Kilka lat temu przygotowałam go do sakramentu bierzmowania. Wiele razy przychodził na katechezę pod wpływem narkotyków. Przyjmowaliśmy Luisa zawsze z otwartym sercem, bo czuliśmy, że w Chrystusie szuka sił, aby zerwać z nałogiem. Niedługo przed otrzymaniem sakramentu zniknął. Wpadł w poważne tarapaty z przemytnikami. Kilka miesięcy później dostał się do ośrodka odwykowego "Nadzieja", gdzie pod koniec pobytu przystąpił do bierzmowania.
   Po powrocie stamtąd zdecydował się na rozpoczęcie nowego życia. Dostał pracę na poczcie jako listonosz. Zaangażował się w Krąg Biblijny, który funkcjonuje przy kaplicy pod wezwaniem Św. Franciszka. Niestety dawni koledzy "wypatrzyli" go i prawie codziennie czekają na niego ze "specjalnymi kopertami z białym proszkiem", kusząc do kupna, bo przecież dostaną od szefa sporo gotówki za odzyskanie utraconego klienta.
   Pani Maria, matka Luisa, jest wdową i należy do Grupy Modlitewnej Św. Józefa. Poszukuje nowego mieszkania poza Wyspą Gubernatora, gdzie mieszka aktualnie, gdyż chcąc ratować syna, musi zniknąć z faweli, a tym samym opuścić własny dom, w którym mieszka od kilkunastu lat. Sporo młodych ludzi znajduje się w podobnej sytuacji tylko, że nie mają takiej mamy jak Luis, która mówi "Jestem silna i gotowa do ofiar ze względu na moje dzieci, bo mam przy sobie Św. Józefa i Św. Zygmunta, którzy są dla mnie wzorem i oparciem".
Przemytnik Joao
    Wiele rodzin opuszcza północne, bardzo ubogie regiony Brazylii i przybywa do dużych miast z nadzieją, że znajdą tam nowy dom, pracę i w ogóle lepsze warunki do życia. Tymczasem to nie takie proste. Ich domem stają się brazylijskie fawele, na których "kwitnie" przemyt narkotyków i dla licznych przemyt pozostaje również jedyną pracą, która na nich czeka.
   Tak wszedł w świat przemytu 23-letni Joao, który przyjechał do Rio de Janeiro z żoną i dwójką dzieci. Pewnego czwartku wieczorem "popchnięty od środka" - jak powiedział, przyszedł do kaplicy wspomniany Joao. Odbywało się właśnie spotkanie Grupy Charyzmatycznej "Emanuel". Usiadł w ostatniej ławce. Podeszłam do niego i zaproponowałam, aby otworzył swoje serce przed Jezusem Miłosiernym i oddał Mu przeszłość oraz zawierzył całą przyszłość. Po kilkunastu minutach wyraźnie rozczulony Joao opuścił kaplicę. W piątek dowiedziałam się, że w nocy został zastrzelony przez przemytników z innego gangu, którzy zaatakowali fawelę, na której Joao pracował.
   Gdy wchodzę na fawele, aby odwiedzić ubogie rodziny, zanieść chorym Pana Jezusa, pomodlić się w rodzinach, które o to proszą i spotykam przemytników, to nie mówię do nich "Szczęść Boże" ale "Niech Bóg okaże wam swoje Miłosierdzie". Już mi powiedzieli, że je lubią, a Pan Bóg robi swoje....
S. Beyzyma
Jak i gdzie minęło 8 miesięcy mojego pobytu w Brazylii?
 Dla mnie był to czas nauki języka oraz przypatrywanie się życiu, kulturze i mentalności brazylijskiej, zupełnie innej niż nasza!
   Pierwsza była Palmeira - przez cały miesiąc byłam we wspólnocie Sióstr św. Rodziny, gdzie nikt nie mówi i nie rozumie po polsku, a ja znam tylko podstawowe słowa: ?dziękuję?, ?dzień dobry? itp. Dzięki wielkiej serdeczności i życzliwości tych Sióstr zobaczyłam jak żyją siostry brazylijskie na co dzien. Siostry prowadzą szkołę i przedszkole, więc mogłam też zobaczyć jak wygląda edukacja - szkoda tylko że tak nie wiele mogłam zrozumieć, nie mówiąc już o mówieniu.
   Kolejnym wydarzeniem był wyjazd do Rio, gdzie spotkałam moja rodzoną siostrę -s. Doris, która przyjechała do tamtejszego szpitala z dalekiej północy. Chciałoby się powiedzieć za Ojcem Założycielem: ?dziękuję Bogu za tę chorobę?, bo pewnie byśmy się tak szybko nie spotkały, gdyż dzieli nas przecież 3.500 km.
   Razem z s. Agnieszką odwiedziłam też Siostry Elżbietanki. Myślę, że jest to bardzo charakterystyczne dla Sióstr szczególnie poza Polską, że nie ma znaczenia z jakiego jesteśmy Zgromadzenia: jesteśmy jedną rodziną w Chrystusie i oczywiście narodową.
   Teraz czeka mnie jeszcze egzamin kończący pierwszy semestr języka, pomoc s. Agnieszce w przedszkolu, rekolekcje i kolejny semestr kursu. Cieszę się bardzo, że dołączy do nas s. Zyta - bo potrzeba nam entuzjazmu i młodego ducha. Mam nadzieję, że więcej Sióstr odkryje w sobie to powołanie!!! Tu potrzeby są duże tak, jak wielki jest ten kraj.
   Z serca dziękuję za każdą modlitwę i jakiekolwiek ofiary w intencji naszych misji i misjonarzy. Codziennie doświadczam jak wielką mają moc i jak naprawdę one niosą nas przez życie.
   Wdzięczna Bogu i Wam za wszystko
s. Maria Dominika

WIEŚCI Z MONÇO
Ślemy gorące pozdrowienia w tym Nowym Roku, który miedzy innymi zaczęłyśmy uroczystością bierzmowania w naszej parafii. W niedzielę, 7 stycznia, 32-osobowa grupa młodzieży i dorosłych otrzymała sakrament bierzmowania z rąk naszego Księdza Biskupa, który okazał zadowolenie z przygotowanej uroczystości. W grupie bierzmowanych było kilka osób starszych i to spodobało się pasterzowi naszej diecezji.
Teraz mamy wakacje, robiąc podsumowania, myślimy jak zorganizować naszą pracę w kolejnym roku, bo trzeba planować zajęcia, spotkania i formację już na cały rok.
A tak poza tym to u nas niewiele nowości. Powoli zbliża się pora deszczowa i w zasadzie już codziennie pada. Jest coraz mniej kurzu, przybywa wody w rzece i zieleń na nowo odżywa.
Zapewniamy o naszej stałej łączności w modlitwie.
s. Doris 

NOWICJAT W BRAZYLII
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragniemy podzielić się radością wypełniającą nasze serca z powodu otrzymanych łask, które pomagają nam do naszego duchowego wzrostu....
W ciągu ośmiu dni rekolekcji Bóg dokonywał swojego dzieła w każdej z nas... rekolekcje były wspaniałe, konieczne i owocne dla nas. Pozostaje nam teraz prosić Pana, aby zasiane ziarna w naszych sercach, były odpowiednio pielęgnowane i za przykładem Ojca Założyciela - św. Zygmunta, pomnażały w nas miłość do Boga i bliźniego, abyśmy Mu zaufały i z radością pełniły Jego wolę
Każdego dnia zauważamy, że aby być dobrą siostrą zakonną, potrzeba dużo odwagi, zapomnienia o sobie i poddania się prowadzeniu Duchowi Świętemu. W ten sposób będziemy mogły odkryć rzeczywistą wartość wiernego oddania się Bogu i poznamy radość kroczenia po drogach wiodących do świętości.
Tu z pomocą przychodzi nam "Historia Zgromadzenia", która przybliża nam wierność Ojca Założyciela w miłości Boga i w poświęceniu się sprawie bliźniego.
Świadomość, że tylko miłując, zdolne będziemy oglądać Oblicze Boże, dodaje nam siły i niejako podprowadza do Jezusa cierpiącego w naszym bracie.
Zbliżamy się do końca pierwszego roku Nowicjatu. Musimy być bardzo czujne i wierne, aby nic nie przeszkodziło nam na drodze w kroczeniu za wzywającym nas Panem.
Prosimy o modlitwę.
S. Terezinha 
S. Faustina 
S. Rozenilda 

DZIEŁO BUDOWY NOWEGO DOMU UKOŃCZONE
Dla nas, sióstr z Brazylii, tegoroczna rocznica beatyfikacji Ojca Zygmunta jest szczególnie droga i ważna, bo nowo wybudowany dom, pod patronatem i opieką Ojca Założyciela został poświęcony i pobłogosławiony. Tak, jak beatyfikacja otwiera na oścież drzwi ku kanonizacji, tak też - mamy nadzieję - że poświęcenie domu w Curitiba "podprowadzi" do celu, jakim jest otwarcie przedszkola dla dzieci, zwłaszcza z rodzin ubogich, z pobliskich faveli. Dom jest rzeczywiście duży, pomieści pięć grup dzieci. Sale są już trochę wyposażone w kolorowe stoliki i szafki dla dzieci - jest się czym cieszyć i za co dziękować Bogu i ludziom.
Uroczystościom przewodniczył ks. abp. Pedro Fedalto. Do udziału we Maszy św. zaproszeni zostali także Księża Marianie, Siostry z innych Zgromadzeń, liczni dobroczyńcy, wykonawcy i członkowie Modlitewnej Grupy św. Józefa.
Najpierw odbyło się (przy furcie) przecięcie wstęgi (w kolorach brazylijskich), a następnie odsłonięcie tablicy pamiątkowej. Ponad tablicą "góruje" Bł. Ks. Zygmunt, obrazie, za który bardzo dziękujemy. Jakże bardzo żywa i aktualna w tym momencie stała się treść tego obrazu. Ojciec Zygmunt w geście szeroko otwartych ramion, rzeczywiście zaprasza do tego domu tych, których symbolizują namalowane postacie: dzieci, matki - tak często bezradne i samotne w swoich poważnych problemach oraz ubogich - wskazując na oparcie jakim jest Dobry Pasterz. W atmosferze radości, przy śpiewie Ksiądz Arcybiskup poświęcił cały dom, a następnie rozpoczęła się Eucharystia. Podczas homilii Ksiądz Arcybiskup nawiązał dom pierwszego czytania, do kobiety, która z głębi swej szlachetności pomyślała i przygotowała mieszkanie dla Proroka Elizeusza. Prorok odczytując jej szczere intencje, wyjednał jej łaskę posiadania upragnionego potomstwa i to w niedługim czasie. Zwracając się do s. Seweryny, podkreślając jej ogromną troskę i miłość, z jaką kierowała budową, życzył, aby to podobieństwo wypełniło się do końca, liczną obecnością dzieci w tym domu. Mnie przypadło w udziale podziękowanie i to po portugalsku. Komentarz zbyteczny. Pomimo wszystko udało mi się wszystkich zaprosić na agape. Panie z Modlitewnej Grupy św. Józefa przyniosły ciasto i tak po "amerykańsku", w atmosferze prawdziwe radosnej i życzliwej, uroczystość dobiegła końca.
S. Salwatoris 
 
 
Strona glówna | Historia | Curitiba | Rio de Janerio | Monçao | Wydarzenia | Świadectwa | Galeria zdjęć | Zgromadzenie
© Zgromadzenie Sióstr Św. Józefa - DELEGATURA BRAZYLIJSKA